Gdyby rzucić hasło: „najbardziej rowerowe miasta w Europie”, to większość z Czytelników pomyślałby pewnie w pierwszej kolejności o Amsterdamie, Kopenhadze albo im podobnych. Okazuje się jednak, że również w deszczowej Anglii stawia się coraz bardziej na jednoślady, a chyba najlepszym przykładem jest znane ze swojego światowej sławy uniwersytetu miasto Cambridge. Poznajcie miejsce, gdzie rządzą dwukołowce!
Pierwsze wrażenie, gdy przyjedzie się do Cambridge, to „o rety, tu wszędzie są rowery!” Przypięte praktycznie do każdego słupka, barierki czy stojaka jawnie pokazują czym żyje to miasto. Tu prawie każdy posiada swój jednoślad, a te osoby które należą do wyjątków są wręcz zasypywane pytaniami „jak dajesz radę żyć bez własnego?” Cambridge zawdzięcza to swej lokalizacji a także przekrojowi społecznemu. To liczące oficjalnie ok. 130 tys. mieszkańców miasto jest – zwłaszcza w centrum – wręcz zdominowane przez studentów. Spora część budynków w sercu tego rejonu to uniwersyteckie wydziały, koledże albo akademiki. Z jednej strony mamy zatem tabun studentów, którzy – jak to studenci mają w zwyczaju – liczą każdy grosz i tym samym nie chcą wydawać pieniędzy na samochód, potem jego utrzymanie oraz paliwo. Z drugiej, dzięki skupieniu większości budynków uniwersyteckich w centrum, typowe odległości do pokonania wynoszą zazwyczaj nie więcej niż kilka-kilkanaście kilometrów. To za dużo by iść na piechotę, z kolei komunikacją miejską też się nie opłaca (autobusy kursują stosunkowo rzadko, do tego stoją w korkach i jeszcze trzeba płacić na bilety), za to rower okazuje się właśnie idealnym rozwiązaniem. Sprzyja temu również pogoda – Cambridge jest dość suchym rejonem jak na deszczową Anglię, również zimy są łagodne, a (lekki) śnieg pada najwyżej parę dni w roku… albo wcale.
Oczywiście nie tylko studenci wsiadają na rowery, jest wręcz przeciwnie: tu prawie że każdy, niezależnie od wieku czy tego czym się zajmuje, korzysta z jednośladu. Jest to iście samonapędzające się koło, bo w związku z tym urzędnicy regularnie inwestują w infrastrukturę rowerową, która tym bardziej zachęca kolejnych mieszkańców do użycia dwóch kółek, co znów jeszcze bardziej motywuje by dalej inwestować i nadawać im coraz więcej priorytetów. W efekcie jazda autem po ścisłym centrum jest mocno utrudniona: masa zakazów, jednokierunkowych ulic (choć dwukierunkowych dla rowerów), płatne parkingi i ogólna ciasnota. Oczywiście są osoby które decydują się na podróż samochodem, zwłaszcza jeśli ktoś mieszka na obrzeżach albo jeździ w nietypowych relacjach. Jednak centrum należy do rowerów. I jest to świetne! Ludzie mają lepszą kondycję, powietrze jest czystsze, hałas mniejszy, a i koszty utrzymania infrastruktury idą w dół, dzięki czemu można przeznaczyć pieniądze na inne cele.
W tej krótkiej fotorelacji postaram się przedstawić jak prezentuje się życie rowerzysty w Cambridge.
Ścieżki rowerowe są tu praktycznie na każdej ulicy. Co więcej – w przeciwieństwie do tego jak działa w naszej rzeczywistości – ich namalowanie niekoniecznie oznacza zmuszenie rowerzysty do jazdy jezdnią. Przykład na załączonym obrazku – jeśli ktoś chce pojechać szybciej i bez konieczności zwalniania by ominąć pieszych, wybiera pas rowerowy właśnie na jezdni (w Anglii panuje ruch lewostronny). Jeśli jednak preferuje ciut bezpieczniejszą jazdę, bez bycia co chwilę wymijanym przez samochody – może pozostać na ciągu pieszo-rowerowym, choć tu musi mieć jednak na uwadze pieszych. Rozwiązania takie – dające rowerzystom alternatywę, są tu bardzo popularne.
W tym miejscu buspas (z dopuszczeniem jazdy rowerów) łączy się z pasem ogólnym. Aby uniknąć ryzyka kolizji, całość jest zarządzana przez sygnalizator który daje priorytet nadjeżdżającym autobusom, jednocześnie zaświecając czerwone dla komunikacji indywidualnej. Ponieważ jednak rowery są na tyle wąskie że nie kolidują z ruchem ogólnym, a do tego za chwilę i tak zaczyna się dla nich osobny, wydzielony pas, to dostają możliwość przejazdu bez przerwy – zielony sygnalizator rowerowy na zdjęciu powyżej świeci się cały czas gdy autobusy mają czerwone.
Tutaj inny przykład sygnalizatorów dających specjalne uprzywilejowania rowerom. Zanim zaświeci się zielone dla ruchu ogólnego, najpierw wjazd na skrzyżowanie dostają rowerzyści. Przez kilka sekund światło umożliwia wjazd tylko im, pozwalając wyprzedzić samochody i pokonać krzyżówkę bez presji ze strony zmotoryzowanych użytkowników drogi. Dopiero potem zielone dostają wszyscy.
Po co zadowalać się jedną śluzą, gdy można mieć podwójną? 🙂 Pas rowerowy rozdziela się kawałek przed skrzyżowaniem, na końcu rozwijając właśnie w podwójną śluzę. Rowerzyści chcący jechać prosto stają z prawej strony, Ci skręcający – z lewej. Przestrzeń może się wydawać spora, jednak przy dużych natężeniach ruchu zdarza się że i tak miejsce na śluzach się wyczerpuje.
A jak dogadują się jednoślady z komunikacją miejską? Nie jest najgorzej. Tak jak wspomniałem wcześniej, rowerzyści mają wjazd na buspasy. O ile w Krakowie ciężko byłoby wprowadzić takie rozwiązanie (trudno sobie wyobrazić np. przegubowce omijające rowerzystów na Alejach Trzech Wieszczy), tak w Cambridge jest oczywistą oczywistością bo to ruch rowerowy jest tym dominującym w mieście. Jak widać na zdjęciu, jeśli na danej drodze zmieścił się tylko pas dla rowerów i osobny dla ruchu ogólnego (w tym dla transportu publicznego), to autobusy wtedy w rejonach przystanków podjeżdżają do krawężnika, zajmując pas rowerowy. Rowerzyści mogą wtedy zaczekać aż pojazd odjedzie, albo próbować ominąć go z prawej. Oczywiście nie jest to rozwiązanie idealne, jednak działa w miarę dobrze.
W Cambridge jeżdżenie na jednośladzie jest tak popularne, że miasto doświadcza problemów normalnie niespotykanych w innych miejscach. Jednym z takich są wiecznie zapchane parkingi rowerowe. Powyższe zdjęcie zrobiłem na Wydziale Fizyki (słynne Cavendish Laboratory) – stojaki są całkowicie wypełnione, tak iż część właścicieli zdecydowała się przypiąć swoje pojazdy do bocznych słupków. W tle widać następny, tak samo zapchany parking, a ogólnie na wspomnianym wydziale są jeszcze trzy-cztery kolejne. Ta część Uniwersytetu jest położona na obrzeżu miasta, w centrum zapełnienie jest jednak takie samo – gdzie by nie uruchomić nowego parkingu rowerowego, od razu wypełnia się po brzegi. Mimo wszystko jest to słodki problem – rowerzystów jest po prostu tyle, że zawsze znajdzie się popyt na dodatkowe stojaki.
Na zdjęciach powyżej widać dawny parking przy głównej stacji kolejowej. Do Londynu można dojechać pociągiem w ok. 50 minut, w efekcie część mieszkańców Cambridge decyduje się tak dojeżdżać na co dzień, pracując w stolicy Wielkiej Brytanii. W weekendy pasażerowie jeżdżą w obie strony – mieszkańcy i turyści z Londynu by nacieszyć się sielskim, historycznym Cambridge, a mieszkańcy Cambridge – by skorzystać z atrakcji kulturalnych Londynu. Obecnie powyższy parking został zastąpiony przez większy, zadaszony i wielokondygnacyjny.
Jeszcze w temacie dworca kolejowego. Jedno z sześciu londyńskich lotnisk, Stansted Airport, znajduje się w praktyce nawet bliżej Cambridge niż stolicy Wielkiej Brytanii. Przy podróży pociągiem zajmującej trochę ponad pół godziny, służy za lokalne lotnisko dla tutejszej ludności. Z tablic elektronicznych na peronach dworca można nawet wyczytać status poszczególnych lotów (czy będą o czasie, mają spóźnienia albo czy zostały odwołane). Mała rzecz, a cieszy. Może warto by było zamontować podobny ekran na Krakowie Głównym?
Na rowerze w Cambridge jeździ każdy, o dowolnej porze i przy wszelakich okazjach. Wieczorami normalnym widokiem są panie w sukniach czy panowie w smokingach, nawet starsi profesorowie, przemierzający miasto jednośladem w drodze na wykwintne kolacje. Rowerem do teatru, kina czy na imprezy? Czemu nie. Zdarzają się nawet przypadki osób które… jadą z walizką na dworzec kolejowy, ciągnąc ją za sobą całą drogę. Przykład na powyższym zdjęciu.
Ta krótka galeria miała na celu pokazać jak bardzo rowerowe jest Cambridge. Człowiek czuje się jakby nagle znalazł się w zupełnie innym świecie. Oczywiście nie oznacza to, że nie ma tu czasami konfliktów między różnymi użytkownikami dróg: pieszymi, rowerzystami czy kierowcami. Zdarzają się, tak jak w każdym społeczeństwie. Nie jest też tak, że nikt nie jeździ autami, że nie ma korków itd. Są sytuacje, gdy samochód jest potrzebny i nikt temu nie przeczy. Niemniej priorytet mają tu rowerzyści, a przyznawanie jednośladom kolejnych udogodnień w centrum – nawet kosztem ruchu ogólnego – jest rozumiane przez wszystkie strony, bo kierowcy też są świadomi że im więcej osób przesiądzie się na rowery, tym mniejsze korki będą na ulicach.
Zdaję sobie sprawę, że w Cambridge jest inaczej. Że jest mniejsze niż Kraków, że nie ma tak ostrych zim a infrastruktura rowerowa jest znacznie lepiej rozwinięta. Niemniej myślę, że moglibyśmy dużo się nauczyć od tego miasta, przede wszystkim w kwestii mentalności i podejściu do poszczególnych uczestników ruchu. Czego i sobie, i Wam Drodzy Czytelnicy, szczerze życzę.
A jako, że nie sposób zwieńczyć artykułu o Cambridge nie wspomniawszy o tutejszym światowej sławy uniwersytecie, to tekst ten zwieńczę kilkoma zdjęcia pokazującymi życie tej Uczelni na co dzień, z zewnątrz i wewnątrz. Zapraszam!
Uniwersytet jest podzielony na wydziały (ang. Departments) i koledże (ang. Colleges). Na tych pierwszych odbywają się wykłady, pracownie, laboratoria oraz większość ćwiczeń (zwanych tu supervisions). Koledże z kolei są bardziej miejscami do życia, gdzie studenci śpią, jedzą posiłki czy spotykają się z rówieśnikami, odbywają się tu również niektóre ćwiczenia – pełnią zatem funkcję trochę podobną do domów z Harrego Pottera. O ile jednak domy w Hogwarcie były ledwie cztery, tak koledży w Cambridge jest aż trzydzieści jeden i różnią się one między sobą charakterem, tak że każdy powinien znaleźć taki który mu odpowiada. Niektóre są nowocześniejsze, inne bardziej zabytkowe, kilka przyjmuje jedynie dziewczyny, są i takie wyłącznie dla doktorantów, itd.
Główny dziedziniec Trinity College – największego co do liczby studentów i jednego z najbardziej znanych koledży Cambridge. Po trawie wolno chodzić jedynie kadrze akademickiej.
Akademiki się mocno różnią między sobą – jedne są nowe i zadbane, inne starsze choć i tak niezłej jakości. Na zdjęciu jeden z najładniejszych akademików w Cambridge. Ciekawostką jest, że często studenci żyją w jednym budynku razem z kadrą akademicką – choć oczywiście każdy ma tu własny pokój dla siebie (nawet dwójki są tu rzadkością). W budynku na zdjęciu na parterze mieszkają profesorzy i doktorzy, a na górze studenci.
Studenci mają możliwość mieszkania na własną rękę poza budynkami uczelni, jednak każdy obowiązkowo i tak musi być przypisany do jednego z koledży. Tam może też odbierać swoją pocztę, gdyż każdy koledż posiada w tym celu specjalne pomieszczenie z podpisanymi skrytkami na listy.
Również jadalnie mają swój niezwykły charakter, często przypominający Hogwart z Harrego Pottera. Na zdjęciu stołówka w Trinity College – tu studenci mogą zjeść śniadanie, obiad oraz kolację, a w wybrane wieczory przyjść także na specjalny, bardziej formalny wieczorny posiłek (ang. formal hall) gdzie obowiązuje elegancki ubiór, najlepiej razem ze specjalnymi togami akademickimi. W tle widać osobny stół na podwyższeniu przy którym siedzi kadra akademicka.
No właśnie – togi. Są one bardzo ważne, budują poczucie bycia częścią Uniwersytetu. Studenci zakładają je na formalne kolacje, a także inne specjalne okoliczności, w tym uroczystość matrykulacji (rozpoczęcia nauki) czy – widoczną na zdjęciach powyżej – ceremonię zakończenia studiów.
Bibliotekami Cambridge stoi. Uczący się mają do dyspozycji książki – w wersjach papierowych, a często i elektronicznych – z wielu źródeł. Poszczególne wydziały posiadają swoje biblioteki, oprócz tego również wiele koledży ma własne zbiory, a jeszcze dodatkowo cały Uniwersytet posiada jedną, główną bibliotekę. Ta jest istnym labiryntem, z wieloma korytarzami, piętrami i sekcjami. Na zdjęciu powyżej widoczna od strony wejścia.
Przedstawiciele głównej biblioteki chwalą się, że posiada ona w swych zbiorach właściwie każdą co ważniejszą książkę wydaną w dziejach ludzkości. Patrząc na powyższym zdjęciu na setki segregatorów, które to zawierają jedynie spis posiadanych książek, jestem w stanie uwierzyć w zapewnienia bibliotekarzy.
A jak się ma życie poza studiami? Uczelnia posiada drużyny w praktycznie każdym sporcie, zdarzają się nawet co bardziej ekstremalne jak np. skoki spadochroniarskie czy nurkowanie. Co więcej, najpopularniejsze aktywności mają swoje reprezentacje nie tylko na szczeblu uniwersyteckim, lecz i poszczególnych koledży – dzięki czemu okazji do uprawiania sportu jest tym więcej. Cambridge posiada również setki kół zainteresowań, tak naukowych jak i dotyczących innych hobby. Jest nawet sekcja winiarska 😉 Bardzo popularne – tak wśród studentów, jak i mieszkańców – jest też pływanie łódkami po lokalnej rzecze Cam, przy dobrej pogodzie na wodzie potrafi się zrobić tłoczno.
Rzeka Cam jest też miejscem różnych niezwykłych wydarzeń. Zarówno szalonych, jak np. coroczne wyścigi łodzi kartonowych gdzie wszystkie konstrukcje i tak wcześniej czy później zatoną, a zwycięzcą jest ta ekipa która najdłużej wytrzyma 😀 …
Są i bardziej nastrojowe okazje, jak np. śpiewanie na rzecze (ang. singing on the river), gdzie chór akademicki wykonuje różne, tak klasyczne jak i współczesne aranżacje, siedząc na kilku przymocowanych do siebie łódkach, a widzowie w tym czasie słuchają na brzegach. Tu liczy się atmosfera i klimat, szczególnie że wydarzenie jest organizowane przed zmierzchem tak, że na początku jest jeszcze jasno, podczas gdy ostatnie pieśni są już wykonywane po zmroku.
I tymi nastrojowymi zdjęcia kończę powyższą fotorelację. Cambridge polecam każdemu, tym bardziej że można przyjechać choćby na kilka godzin podczas odwiedzania Londynu. Nawet taka krótsza wizyta pozwoli poczuć niezwykły czar tego miasta.
Jacek Mosakowski
#1 by kanclerz Tomasz More on 4 kwietnia, 2018 - 10:35 pm
Anglicy napadli i okradli klasztory katolickie, swoich sąsiadów i pół świata to ja im wierze że mają każdą ksiażkę…